Quantcast
Channel: Salaam Cinema!

Dusza niemiecka na ekranie

$
0
0
Lotte Eisner, Ekran demoniczny

Wydawnictwo słowo/obraz terytoria kontynuuje wspaniałą serię wznowień filmoznawczej klasyki. Po dziełach m.in. Gilles’a Deleuze’a oraz Siegfrieda Kracauera przyszedł czas na Lotte Eisner i jej Ekran demoniczny (pierwsze polskie wydanie – 1974).
[...]
Całość na stronie E-splotu.

I człowiek stworzył małpę

$
0
0
Geneza planety małp (Rupert Wyatt, 2011)

Kierowany wielkim sentymentem do klasycznej pozycji science-fiction Planeta małp (1967) Franklina J. Schaffnera – a nawet do jej niezbyt udanych kontynuacji – z radością przyjąłem informację o wznowieniu serii tegorocznym prequelem pod tytułem Geneza planety małp, w reżyserii niejakiego Ruperta Wyatta. Zwiastun zasiał ziarno niepewności, lecz tym większe było moje zaskoczenie, gdy sam film absolutnie mnie zachwycił. Może górę wziął rzeczony sentyment, może słabość do fantastyki naukowej (choć sztafażu typowego s-f raczej tu nie ma), ale Geneza planety małp pochłonęła mnie całkowicie.
[...]
Cały tekst na stronie:
http://www.e-splot.pl/?pid=articles&id=1442

Krajobraz przed bitwą

$
0
0
Cyrk Columbia (Danis Tanović, 2010)

Danis Tanović rozpoczął karierę filmową z wysokiego C. Już za pełnometrażowy debiut, Ziemia niczyja (2001) zdobył Oscara i nagrodę za scenariusz w Cannes. Potem jednak reżyser zdecydowanie przycichł, kolejne dzieła nie zdobyły już takiego rozgłosu. Ani Piekło (2005) według scenariusza Krzysztofa Kieślowskiego i Krzysztofa Piesiewicza, ani Selekcja (2009) z Colinem Farrellem nie dorównały poziomem Ziemi niczyjej. Najnowszym filmem Tanović powrócił jednak, podobnie jak główny bohater Cyrku Columbia (2010), do rodzinnej Bośni, by jeszcze raz opowiedzieć o tragicznym okresie dla całych Bałkanów, a dokładnie o czasie poprzedzającym wojnę w byłej Jugosławii.
[...]
Całość na stronie:

DKF w kinie Agrafka

$
0
0

Serdecznie zapraszam na nowy sezon Dyskusyjnego Klubu Filmowego "Rozpięci" w krakowskim kinie Agrafka, z moim skromnym wkładem.
Polecam zwłaszcza grudniowy pokaz arcydzieła braci Tavianich We władzy ojca (1977), do którego prelekcję wygłosi Adam Garbicz.

Szczegółowy program znajduje się tutaj:
http://kinoagrafka.pl/dkf.html

Krwawa bajka w stylu retro

$
0
0
Drive (Nicolas Winding Refn, 2011)

Uwodzicielski i dystansujący, elegancki i brutalny jednocześnie. Drive (2011) jest filmem, któremu można bezgranicznie ulec, ale równie łatwo odrzucić go w całości czego dowodzą liczne sprzeczne oceny. Tak jak jego bezimienny protagonista, dzieło Nicolasa Windinga Refna jest z jednej strony zimne i zdyscyplinowane (dramaturgicznie, narracyjnie), z drugiej dosłownie kipi od emocji. Lecz podczas gdy bohater rzadko daje im upust (przynajmniej do czasu), reżyser nie boi się wybuchów afektacji na ekranie.

Drive to ósmy film duńskiego twórcy, a mimo to czuć w nim pasję debiutanta. Precyzja konstrukcyjna i umiejętność posługiwania się środkami filmowymi udowadniają jednak, że Refn ma spore doświadczenie. Już sekwencja zerowa zapiera dech swoją inscenizacją i suspensem. Policyjny pościg za samochodem bohatera, uciekającego z miejsca przestępstwa, nosi znamiona doskonałości i bez wątpienia może być porównywany do najsłynniejszych filmowych rajdów. Niemal cały czas pozostajemy we wnętrzu auta, wszystko obserwujemy z perspektywy kierowcy. Efektowne zabiegi montażowe, dodatkowo dynamizujące pościg, Refn zostawia sobie na później. Nie do przecenienia jest także rola radiowej relacji sportowej. Warkot silników królujący na ścieżce dźwiękowej do tej pory, podczas napisów początkowych ustępuje miejsca muzycznej eksplozji. Styl piosenki oraz krój i kolor napisów jednoznacznie odsyłają do przeszłości. Powraca klimat lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Drive to kolejny filmowy dowód na nostalgię za tamtą dekadą przejawiającą się w popkulturze (za poprzednie można uznać liczne przypadki remake’ów i kontynuacji hitów z tamtych lat, zwłaszcza horrorów). I w dalszych partiach Refn potwierdza swój zmysł filmowy.

Nie chcę tu pisać i dywagować czy Drive jest – jak chcą niektórzy – formalną zabawą konwencjami, twórczym bądź wtórnym i ślepo nostalgicznym nawiązaniem do poetyki lat 80. i słynnych filmów akcji z pościgami samochodowymi inspirowane z jednej strony Michaelem Mannem, z drugiej Samem Peckinpahem (choć skojarzenie z kinem Manna i mnie nasunęło się od razu). Dla mnie to przede wszystkim współczesna bajka, z anonimowym, charyzmatycznym i nie do końca nieskazitelnym „jeźdźcem znikąd”, który jednak bez trudu zjednuje sobie sympatię. Wiadomo, że nic nie nudzi tak jak jednowymiarowość. Nie ma już miejsca dla szlachetnych rycerzy bez skazy, więc i „Dzieciak” (Ryan Gosling) ma mroczną stronę. Zamiast białego konia ma samochody i białą kurtkę, na której połyskuje złoty skorpion – oznaka drzemiącego id. Zamknięty krąg postaci i symboliczność ich funkcji (mimo ambiwalencji, jasne jest, kto reprezentuje dobro, a kto zło) sprzyjają baśniowemu odczytaniu historii.

Romantyczna i enigmatyczna aura spowijająca bohatera od początku nie pozostawia wątpliwości, że pod smukłą, chłopięca urodą kryje się coś o wiele mniej przyjemnego. Grzeczny i zdolny do pomocy za dnia zjednuje sobie mieszkającą po sąsiedzku Irene (Carey Mulligan) i jej synka. Wieczorami para się występkiem, a kiedy sytuacja tego wymaga sięga po środki ostateczne. Słysząc ripostę jaką serwuje mężczyźnie, który rozpoznał go jako byłego wspólnika: „Zamknij się, albo wbiję Ci zęby do gardła”, można śmiało stwierdzić – prędzej czy później poleje się krew. Podczas gdy pęknięcie bohatera, nagłą przemianę w zabójcę (i to wręcz w jednej i tej samej scenie) można wytłumaczyć jego tajemniczością, niejasną przeszłością, itp., o tyle niektórym trudniej przyjąć zmianę w materii samego filmu. Refn niejako usypia nas przez pierwszą połowę, stosuje sinusoidę, serwuje historię miłosną, by za chwilę rozpocząć wątek wyścigów i szemranych gangsterskich interesów. Przeważa jednakże w pierwszej części wątek romansowy, uczucia obezwładniającego, choć niespełnionego, ale kipiącego w bohaterach. Wtórują temu środki wyrazu, z dominantą złocistych, ciepłych barw, zarówno w scenach plenerowych, jak i wnętrzach (najlepszym przykładem jest sekwencja przejażdżki nad rzekę z Irene i Beniciem) oraz muzyka unaoczniająca połączenie kierowcy z Irene w scenie przyjęcia na cześć powrotu jej męża z więzienia. Pomoc udzielona temu ostatniemu przez kierowcę kończy się oczywiście rozlewem krwi. Pierwsza z najmocniejszych scen filmu ma miejsce w pokoju motelowym. Reżyser nie szczędzi nam szczegółów rozbryzgującej się po strzale z shotguna głowy Christiny Hendricks. Od tej pory czerwień zalewa złocisty ekran.

Największy szok wywołuje emblematyczny dla Drive fragment, czyli scena w windzie. Połączenie romansu i krwawej jatki mamy tu ukazane w pigułce. Po ognistym pocałunku kierowca spełnia swoją obietnicę, co prawda na innym nieszczęśniku, i dosłownie wbija nasłanemu gangsterowi zęby do gardła. Jak podaje IMDb, Refn zasięgał rady od samego Gaspara Noé, jak najlepiej ukazać ten proces. Zaraz po dokonaniu tego brutalnego mordu pokazane są nam plecy zasapanego bohatera. Skorpion porusza się miarowo, jakby zaraz miał ożyć. Anegdota o skorpionie i żabie przywołana jest w filmie wprost, co potwierdza domysły o ciemnej stronie osobowości kierowcy. Taka jest jego natura, gdy zostaje postawiony pod ścianą budzi się w nim bestia. Działa jednak z dobrych pobudek, najpierw pomagając Irene, potem mszcząc się za śmierć opiekuna i mentora oraz ratując własną skórę. Lecz skoro zabijał, nagroda nie może być mu dana. W świetnej scenie, razem z gangsterem nawzajem zadają sobie śmiertelny cios. A jakże, przecież ulegający swoim instynktom skorpion także ginął, doskonale zdawał sobie sprawę z konsekwencji własnych działań. Przypomina się wahanie kierowcy przed podaniem ręki Berniemu (Albert Brooks), jakby było to podpisanie paktu z diabłem. Umowa została jednakże zawarta, cena musiała zostać zapłacona.
Drive miejscami i mnie uwiodło swoim urokiem, zachwyciło maestrią dramaturgiczną (zasłużona nagroda za reżyserię w Cannes). Z seansu wyszedłem jednak rozbity, przepełniony ekranowym urokiem głównego bohatera i wątku miłosnego, odurzony porywającą piosenką o „prawdziwym bohaterze”, ale jednocześnie ze świadomością, że ochlapano mnie krwią niczym białą kurtkę kierowcy w jednej ze scen. A nie jest to chyba najprzyjemniejsze uczucie.

Portret Ki

$
0
0
Ki (Leszek Dawid, 2011)

Nie jest tajemnicą, że w polskim kinie rzadko możemy zobaczyć wyrazistą postać kobiecą. Najczęściej panie są tylko – excusez le mot– dodatkiem do męskiego bohatera, są matkami, żonami i kochankami, podczas gdy panowie pracują, walczą etc. Wiadomo przecież, że „męska rzecz być daleko, a kobieca – wiernie czekać”. Z tym większą radością witam nowy film z charyzmatyczną i charakterystyczną postacią żeńską na pierwszym planie. Taka właśnie jest Kinga – protagonistka Ki (2011) Leszka Dawida, czterdziestoletniego (sic!) debiutanta w pełnym metrażu (wcześniej reżyser znany tylko z noweli w Odzie do radości z 2005 roku).
[...]
Całość na stronie e-splotu:
http://e-splot.pl/?pid=articles&id=1555

Być albo nie być... papieżem

$
0
0
Habemus Papam – mamy papieża (Nanni Moretti, 2011)

Najnowsze dzieło Nanni Morettiego Habemus Papam – mamy papieża (2011) rozczaruje zarówno tych oczekujących kontrowersji, ataku na instytucję kościoła ze świeckiej pozycji, jak i tych, którzy zechcą zobaczyć uświęconą hagiografię któregoś z biskupów Rzymu. Film trafia idealnie w środek tych przeciwstawnych scenariuszy. To lekka opowieść o anonimowym ojcu świętym, na którego wybrano niejakiego Melville’a (Michel Piccoli). Nie obywa się jednak i bez tonu dramatycznego. Istotą Habemus Papam są właśnie proporcje między humorem i poważną refleksją.
[...]
Całość na stronie:

Optymizmu w sam raz

$
0
0
Chłopiec na rowerze (Jean-Pierre Dardenne, Luc Dardenne, 2011)

Grzech i odkupienie, przestępstwo i kara – główne motywy kina braci Dardenne pojawiają się także w ich najnowszym dziele, Chłopcu na rowerze (2011). Głosy twierdzące, że belgijscy twórcy zrealizowali nietypowy jak na siebie, lekki i optymistyczny film, zdają się być przesadzone. Choć nie są do końca nieuprawnione. Co bardziej zwróciło moją uwagę, to zejście na drugi plan tła społecznego, bardzo przecież istotnego elementu ich twórczości.
[...]
Całość na stronie:

Męskość skompromitowana

$
0
0
Wymyk (Greg Zglinski, 2011)

Portret męskości, która nie dorasta do własnego wizerunku, obraz rozziewu pomiędzy zewnętrzną pewnością siebie, brawurą a małostkowością i skarlałym moralnie wnętrzem. Uniwersalny, choć mocno osadzony w polskich realiach i naszej mentalności Wymyk (2011) Grega Zglinskiego to film chcący być jednocześnie thrillerem i moralitetem.
[...]
Całość tekstu na stronie E-splotu:
http://e-splot.pl/?pid=articles&id=1687

Zapraszam!

Filozofia na ekranie

$
0
0
W stronę kina filozoficznego. Antologia
pod redakcją Urszuli Tes
WAM, 2011

Przed kilkoma dniami zakończył się VI Festiwal Filmu Filozoficznego, nieco wcześniej ukazała się antologia tekstów podsumowująca wszystkie poprzednie edycje – książka W stronę kina filozoficznego (2011) pod redakcją Urszuli Tes. To interesujący dodatek do festiwalowego programu: zbiór esejów, analiz i wywiadów, podzielonych na części odpowiadające tematyce kolejnych imprez, każda bowiem skupiała się na innym filozoficznym zagadnieniu i jego związkach z kinem.
[...]
Całość na stronie:

Inna strona sportu

$
0
0
Moneyball (Bennett Miller, 2011)

Bennett Miller kontynuuje ekranową eksplorację Ameryki po raz kolejny biorąc na warsztat historię autentyczną. Protagonista Moneyball (2011) nie jest postacią aż tak znaną jak Truman Capote, ale też w gruncie rzeczy głównym bohaterem filmu jest baseball – sport stricte amerykański, którego zasad my europejczycy nawet nie próbujemy pojąć.
[...]
Cały tekst na stronie:

Zapraszam!

Ballada o płaczącym koniu

$
0
0
Koń turyński (Béla Tarr, 2011)

Koń turyński (2011), ostatni film Béli Tarra – co sam reżyser ogłosił na zeszłorocznym festiwalu w Berlinie – przynosi niesamowitą wizję kompletnego rozpadu świata, więzi i wartości. Stały motyw twórczości Węgra po raz kolejny znalazł ekranowy wyraz w hipnotyzującej swą monotonią, dwuipółgodzinnej kronice sześciu dni z życia starszego mężczyzny i jego córki.
[...]
Całość na stronie:
http://e-splot.pl/index.php?pid=articles&id=1781

Kim jest Joey?

$
0
0
Czas wojny (Steven Spielberg, 2011)
Filmy Stevena Spielberga są zwykle mocno zideologizowane. Najczęściej wydarzenia i postaci podskórnie uosabiają i obrazują aktualną sytuację i problemy Ameryki. Tak było na początku wieku, kiedy reżyser najpierw pod maską science-fiction (Wojna światów) a potem thrillera sensacyjnego (Monachium) przepracowywał traumę ataków terrorystycznych 11 września 2001. Czym zatem byłby najnowszy film Spielberga, Czas wojny (2011).

Czy opowieść o koniu imieniem Joey, który w początkach XX wieku przechodzi z rąk do rąk, poniewiera się po frontach pierwszej wojny światowej w poszukiwaniu swojego pierwszego właściciela ma w jakikolwiek sposób odzwierciedlać dzisiejszą atmosferę w Stanach Zjednoczonych (mimo że akcja rozgrywa się w Europie)? Cukierkowa i do bólu optymistyczna historia zwierzęcia, bez wątpienia będącego głównym bohaterem, byłaby głosem za powrotem do korzeni, pochwałą wierności, odwagi i przyjaźni, czyli wartości ponadczasowych i funkcjonujących ponad podziałami. To film o ostatniej “honorowej” wojnie (jakkolwiek niestosownie to nie brzmi), nieskażonej ludobójstwem, podczas której walki między Anglikami a Niemcami mogą zostać przerwane by uwolnić konia zakleszczonego w drucie kolczastym (lub by odbyć wspólną kolację wigilijną, jak w filmie Boże narodzenie (2005) Christiana Cariona sprzed kilku lat). Ciężko przypuszczać, że twórca Szczęk (1975) podjął się ekranizacji tego tematu wyłącznie ku pokrzepieniu serc. Czas wojny, a ściślej Koń bojowy z oryginalnego tytułu jako Ameryka, która wychodzi z kolejnego konfliktu okaleczona i po cichu wycofuje się z Zatoki Perskiej, i której żołnierze wracają do kraju ojczystego? Skąpany w sepii finał, przypomina zakończenie Czarnoksiężnika z krainy Oz (1939) i słowa Dorotki: “Nie ma jak w domu”.

Może ta interpretacja nie jest jednak uprawniona, a nowe dzieło Spielberga jest po prostu eskapistyczną zabawą w dawne kino (choć eskapizm też można uznać za znaczący ideologiczny znak), filmem niemal żywcem wyjętym z kina epoki lat 50. i 60. ubiegłego wieku. Jeśli tak, to reżyser Listy Schindlera (1993) bardzo bolenie strzelił sobie w stopę. Patos, czy to optymistyczny czy mroczny i dramatyczny wylewa się z każdego kadru filmu. Narracja konsekwentnie śledzi losy Joey’ego nie skupiając się dlużej na żadnej postaci ludzkiej. Aczkolwiek za kluczową mimo wszystko należy uznać Alberta, chłopca, który wychował wierzchowca i poprzysiągł odnaleźć go, gdy rozłączył ich europejski konflikt. Nie wydaje się więc, by identyfikacja z bohaterami naszego gatunku była potrzebna, emocje i uczucia, ktore zwykle projektujemy na ludzi mają przenieść się na konia. No właśnie - mają, lecz nie przenoszą. Tak usilnie jest to widzom wmawiane, tak mocno sugerowane, że oto Joey jest niezwykle wyjątkowy, że przyjmujemy to jako pewnik i nie mamy wątpliwości, iż nic złego nie może mu się stać. I pomimo faktu, że los rzuca mu pod nogi kolejne kłody i ciężkie zadania, jesteśmy przekonani co do tego, że nasz dziarski i odważny rumak wyjdzie z wszystkiego bez szwanku. Stąd prawdziwych, głębokich emocji w Czasie wojny jak na lekarstwo. Wzruszenie w niektórych momentach wychodzi bokiem i naprawdę nie sposób nie uznać tego jako uczuć wymuszonych, swego rodzaju szantażu. Widzu - musisz płakać. Teraz!

Najbardziej jednak w Czasie wojny uwiera styl. Wspomnę tylko o podniosłych, posuwistych, krajobrazowych zdjęciach Janusza Kamińskiego skrzących się bogatymi i jaskrawymi barwami Technicoloru. Oraz o muzyce Johna Williamsa wybuchającej żywiołowością i porywistością końskiego galopu w najbardziej dynamicznych momentach (czyt. wtedy kiedy Joey galopuje). Absolutnie zaskakująca jest prostota (jeśli można tak to ująć - kreskówkowość, i to raczej ta spod znaku Disneya) rysunku świata przedstawionego. Jednowymiarowe postaci (ludzie źli są bardzo źli, dobrzy - niemal nieskazitelni), nikt nie przechodzi tu przemiany, nikt nie dojrzewa. Brak jakichkolwiek konfliktów wewnętrznych. Dynamika akcji fabularnej przykrywa kompletna bierność oraz inercję sfery wewnętrznej wszystkich bohaterów. Film gubi się w ciągłych panoramach pejzażowych, które miast zachwycać, nudzą.

Humor Spielberga ogranicza się do paru prymitywnych zabiegów. Reżyser umieszcza na przykład w akcji gęś, której nie wiadomo dlaczego wszyscy się boją. W popłochu zmykają przed nią antybohaterowie - zarządca chcący przejąć farmę Alberta i jego rodziny. Nawet nasz Joey nerwowo cofa się, gdy w jego pobliżu znajduje się rezolutna gąska. Nie omija nas też obowiązkowy upadek z konia wieńczący wyścig z automobilem. Tym prześmiesznym scenom towarzyszy oczywiście odpowiedni toporny komentarz muzyczny, równie infantylny jak sam humor. Co więcej, bajkowo (w pejoratywnym znaczeniu) wygląda też sama wojna i przemoc. Otóż tej drugiej po prostu nie ma. Spielberg posuwa się nawet do tak mało subtelnego odgrodzenia widzów od sceny śmierci, jakim jest zasłonięcie przez śmigło wiatraka samego momentu zastrzelenia dezerterów i upadku ich ciał na ziemię. Jak na film wojenny, Czas wojny jest wyjątkowo niekrwawy. Gdzie te pourywane ramiona i nogi oraz litry krwi, w których skąpana była plaża w Szeregowcu Ryanie (1998). Jak na poprawne familijne amerykańskie dzieło przystało wszyscy jak jeden brat mówią po angielsku. Aczkolwiek żeby nie było zbyt prosto, Niemcy mówią z szorstkim germańskim, a Francuzi z francuskim akcentem. Odpowiednim wypowiadaniem imion w językach swoich postaci aktorzy już się jednak nie przejmują.

Wszystkie te cechy jednoznacznie podkreślają niezwykłą sklerotyczność filmu Stevena Spielberga jego kompletną anachroniczność. Tym razem reżyser chyba przeholował z optymizmem swojego planu. Chciał uwieść przywołaniem uroku klasycznego kina, może nawet złożyć mu hołd, a tym czasem powstała mimowolna autoparodia. Chyba, że to od początku przyświecało Spielbergowi jako cel tej produkcji. Wtedy należy ją uznać za wielki sukces.

Magiczny wehikuł

$
0
0
Hugo i jego wynalazek (Martin Scorsese, 2011)

Martin Scorsese, ten „król szczur z filmoteki, który pożarł wszystkie wcześniej nakręcone taśmy” – wedle słów Adama Garbicza, zawsze lubił umieszczać w swoich filmach cytaty i drobne odniesienia do twórców, którzy go inspirowali. W najnowszym filmie oddaje bezpośredni hołd pierwszemu kreacjoniście w dziejach kina, magowi ekranu – Georgesowi Mélièsowi. Hugo i jego wynalazek (2011) przywołuje czasy schyłku życia autora Podróży na księżyc i fantazjuje, bawiąc się przy tym bardzo dobrze.
[...]
Całość na stronie:

Świat według Lily

$
0
0
Lily (Fabienne Berthaud, 2010)

Skromny film pisarki i reżyserki Fabienne Berthaud Lily (2010) podejmuje trudny temat funkcjonowania w świecie ludzi nie w pełni do tego przystosowanych. Przypadek tytułowej bohaterki jest o tyle ciekawy, że twórcy nie próbują wzbudzić w widzach łatwego współczucia dla trudnej sytuacji dziewczyny. Nigdy nie dowiadujemy się, co tak naprawdę dolega Lily z medycznego punktu widzenia. Jest ona po prostu naznaczona nieprzeciętną dziecięcą wrażliwością, ukrytą w ciele dorastającej kobiety. W wielu sytuacjach nie waha się uciekać do manipulacji, wiedząc, że nie spotka ją żadna kara.
[...]

Seks w wielkim mieście

$
0
0
Wstyd (Steve McQueen, 2011)

W trzydzieści lat po premierze Ostatniego tanga w Paryżu (1972) Bernardo Bertolucciego dostajemy z rąk Steve’a McQueena nowe, równie mocno nagłośnione, spojrzenie na kwestię seksu na ekranie. W ostatnim arcydziele kontrkultury seks nierozerwalnie łączył się ze śmiercią, był ucieczką od niej, ale i jednocześnie jej wcieleniem, ucieleśnieniem w akcie łączącym dwoje ludzi. We Wstydzie (2011) główny bohater – Brandon (więcej niż oczywiste nawiązanie do nazwiska protagonisty Ostatniego tanga..., Marlona Brando) ucieka w seks z niewiadomych początkowo przyczyn. Jedyne, co jest jasne od początku, to silne uzależnienie, jakim jest owładnięty.
[...]

Baśń jednej nocy

$
0
0
Pewnego razu w Anatolii (Nuri Bilge Ceylan, 2011)
„Teraz bowiem widzimy jakby przez zwierciadło i niby w zagadce [...]”
1 Kor 13:12,
za Biblią Warszawską

Wielki film Nuri Bilge Ceylana, kino olśniewające od pierwszego do ostatniego ujęcia. Pewnego razu w Anatolii (2011) sięga do najlepszych wzorców i w swej warstwie problemowej podskórnie nawiązuje do filozoficznej wizji przedstawionej w dziełach Michelangelo Antonioniego. W filmie tureckiego reżysera nie obcujemy wprawdzie z tajemnicą godną Przygody (1960), ale świat, w którym funkcjonują bohaterowie oraz wszelkie systemowe metody na ogarnięcie go i podporządkowanie racjonalnemu spojrzeniu człowieka, ulegają zachwianiu. A stąd już tylko krok do epistemologicznego podważenia realności i pogodzenia się z entropią, jakie stały się udziałem fotografa Thomasa z Powiększenia (1966).
[...]
Całość tekstu na stronie:
http://www.e-splot.pl/?pid=articles&id=1991

Niezastąpieni

$
0
0
Alpy (Jorgos Lanthimos, 2011)

Kolejna po Kle (2009) socjologiczna przypowieść Jorgosa Lanthimosa o opresji oraz próbie uwolnienia się z niej. Alpy (2011) prezentują konsekwentną wobec poprzedniego filmu greckiego reżysera wizję świata, choć styl najnowszego dzieła jest nieco bardziej chropowaty.
[...]

Powtórka z pamięci

$
0
0
Pamięć absolutna (Len Wiseman, 2012)

Remake filmu inspirowanego opowiadaniem Philipa K. Dicka – brzmi jak masło maślane. Ryzyko związane z powodzeniem takiej produkcji wydaje się być duże, tym bardziej, jeśli powołuje się przy tej okazji na nazwisko słynnego autora prozy science-fiction. I choć w istocie Pamięć absolutna (2012) Lena Wisemana oddala się od Dicka jeszcze bardziej niż jej filmowy pierwowzór pod tym samym tytułem, to o dziwo broni się jako autonomiczne dzieło. A jakby komuś było mało, dzieje się tak pomimo faktu, że początek filmu nie zapowiada niczego dobrego.
[...]

Mroczne dziedzictwo

$
0
0
Pokłosie (Władysław Pasikowski, 2012)

Choć ta nazwa w filmie Władysława Pasikowskiego nie pada, w jego omówieniach i recenzjach z pewnością często będzie się przewijać: Jedwabne i ujawniona (a raczej przypomniana) jedenaście lat temu w książce Jana Tomasza Grossa Sąsiedzi wojenna zbrodnia na żydowskich mieszkańcach wioski. Tyleż samo lat upłynęło od ostatniego kinowego projektu Pasikowskiego, Reichu (2001), który nie został najlepiej przyjęty a wypracowana w latach 90. XX wieku formuła filmu sensacyjnego zdawała się być już na wyczerpaniu. Twórca Psów (1992) powraca więc po długim milczeniu i to powraca z przytupem, bowiem Pokłosie (2012) już od premiery na gdyńskim festiwalu wzbudza żywe reakcje. Pasikowski, jak przystało na jednego z najlepszych polskich reżyserów poruszających się po kinie gatunkowym, także akcję najnowszego filmu wpisuje w rozpoznawalną konwencję. Pokłosie jest więc (choć tak naprawdę tylko miejscami bywa) trzymającym w napięciu thrillerem z mocnym zabarwieniem westernowym. Najbardziej przypomina chyba „współczesny”, bo osadzony w latach po II wojnie światowej, western Czarny dzień w Black Rock (1955) ze Spencerem Tracy w roli weterana szukającego sprawiedliwości w ksenofobicznym miasteczku.
[...]

Instynkt kontra rozum

$
0
0
Mistrz (Paul Thomas Anderson, 2012)

Kolejne pięć lat czekaliśmy na nowy film Paula Thomasa Andersona: po takiej samej przerwie jaka dzieliła Lewego sercowego (2002) od Aż poleje się krew (2007) otrzymujemy wyróżnionego na festiwalu w Wenecji Mistrza (2012). Wraz z nim dostaliśmy także odpowiedź na pytanie, w którą stronę zdaje się zmierzać twórczość amerykańskiego reżysera. Zamknięta w rywalizacji dwóch postaci reprezentujących sprzeczne wartości metafora mechanizmów rządzących Ameryką zostaje w Mistrzu wpisana w kontekst powojennej rzeczywistości.
[...]
Cały tekst na stronie: http://www.e-splot.pl/index.php?pid=articles&id=2345

Katastrofa!

$
0
0

Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, początek lat siedemdziesiątych. Ruch hipisowski zawładnął ulicami, kontestacja wrze – konserwatyści drżą. Konflikt w Wietnamie podsyca atmosferę niepokoju. Niebawem krajem wstrząśnie kryzys energetyczny oraz Afera Watergate. Jednym słowem – katastrofa! Te nastroje nie mogły nie znaleźć odbicia na ekranie. Hollywood zareagowało natychmiast.

W roku 1970 Portem lotniczym (reż. George Seaton) w Chicago zawładnęła śnieżna burza, skutkiem czego jeden z samolotów zablokował pas startowy. Na domiar złego, na pokładzie Boeinga lecącego do Rzymu zdesperowany szaleniec planuje zdetonować bombę, by jego żona otrzymała niezbędne pieniądze z odszkodowania. Ostrzeżenie dociera do załogi na czas, jednak eksplozji nie udaje się uniknąć. Uszkodzona maszyna zmuszona jest obrać kurs powrotny na zatarasowany pas. Los pasażerów zależy od kilku osób, a zwłaszcza kierownika lotniska Mela Bakersfelda, głównego mechanika Joe Patroniego i pilota Vernona Demeresta. Dzięki odwadze i sprytowi mężczyzn samolot bezpiecznie ląduje na oczyszczonym pasie. Stary porządek (i to dosłownie, brakuje tu jakichkolwiek znaczących przedstawicieli młodego pokolenia) zostaje przywrócony. Wiara w odpowiedzialność osób wysoko postawionych i niezawodność osiągnięć cywilizacji – zachowane (ostatnie słowa są pozdrowieniem dla „Pana Boeinga”). Na idealnym obrazku pojawia się jednak drobna rysa. Otóż dwaj bohaterowie, Bakersfeld i Demerest, w finale wybierają życie u boku swoich kochanek, porzucając żony. Niezachwiana instytucja małżeństwa upada. Świat i wartości powoli wywracają się do góry nogami.

Do Tragedii „Posejdona” (reż. Ronald Neame, 1972) doprowadza ogromna fala wywołana podmorskim trzęsieniem ziemi, która to wywraca potężny liniowiec płynący do brzegów Grecji do góry dnem. Ignorancja krótkowzrocznego inwestora, liczącego tylko straty spowodowane opóźnieniem, pozostawia przy życiu ledwie garstkę pasażerów. Jako że kapitan nie żyje, cześć rozbitków podąża ku powierzchni za twardo stąpającym po ziemi pastorem Scottem. Więcej osób, za rozkazem pokładowego skarbnika, postanawia jednak biernie czekać na ratunek. Spotyka ich jednak rychła śmierć pod falami wdzierającej się do „Posejdona” wody. Mozolna wędrówka w górę płonącego i tonącego statku naznaczona jest niebezpiecznymi przeszkodami. Piekielna rzeczywistość podmorskiej pułapki każe bohaterom pokonywać kolejne poziomy w drodze po czekające ich wybawienie. Wydatnie pomaga w tym pragmatyzm i wiara przewodnika grupy, bo przecież, zgodnie ze słowami śpiewanej wcześniej przez jedną z bohaterek piosenki: „Jutro też jest dzień” („There's got to be a morning after”). Jego modlitwy pełne buty i gniewu, ale i bojaźni wobec Stwórcy, przepełnione są przekonaniem o wartości wspólnego ludzkiego działania. Wyraźnie „wygrywa” on walkę o rząd dusz z głośnym, aroganckim i wątpiącym w powodzenie akcji przedstawicielem prawa. Po drodze wszelkie przejawy grzechu i nieposłuszeństwa zostają w okrutny sposób ukarane (ginie żona stróża prawa – była prostytutka). Ostateczny ratunek wymaga jednak najwyższego poświęcenia. Wielebny Scott w zbawicielskim geście oddaje swoje życie, by reszta ocalałych mogła wydostać się na powierzchnię. W finale nawet nieufny policjant musi przyznać rację postawie pastora. Kiedy zawodzą zdobycze techniki, a reprezentanci porządku, prawa i władzy ziemskiej nie stają na wysokości zadania, protestancka wiara w zaradność człowieka i zwrot ku porządkowi boskiemu wydają się jedynym ratunkiem.

Jednak nadmierna pycha w dążeniu do zbliżenia się w ku niebiosom także może doprowadzić do katastrofy. Współczesną wieżą Babel staje się Płonący wieżowiec (reż. John Guillermin, 1974). Pożar spowodowany lekkomyślnością konstruktorów – wykorzystaniem tańszych materiałów zabezpieczających – więzi gości balu na najwyższym piętrze ogromnego budynku postawionego w San Francisco. W potrzasku strzelistej, szklanej wieży kara spotyka grzeszników wszelkiej maści. Tylko bohaterstwo i pomysłowość architekta Robertsa oraz szefa straży pożarnej O'Hallorhana pozwalają uniknąć większej tragedii. Przestroga jest więc wyraźna, choć niewystarczająca. W tym samym roku inną metropolią na Zachodnim Wybrzeżu, Los Angeles, wstrząsa Trzęsienie ziemi (reż. Mark Robson, 1974). Upadek człowieka postępuje: inżynier Graff ucieka od zaborczej żony w objęcia kochanki; niepokorny funkcjonariusz drogówki Slade traci wiarę w sens swojego zawodu, gdy zostaje zawieszony za samowolne działanie; plutonem wojska niosącym ratunek na ulicach zrujnowanego miasta dowodzi niezrównoważony militarysta ukrywający pod mundurem uprzedzenia i kompleksy. Armia i policja tracą wiarygodność i społeczne zaufanie. Ludzie pozostawieni są sami sobie, tylko wzajemna pomoc daje im nadzieję i ocalenie. W dramatycznej konkluzji Graff wybiera jednak małżonkę i rzuca się jej na ratunek, kiedy to porywa ją fala wody z pękniętej tamy. Konstatacja Slade'a oraz miejscowego lekarza jest mimo wszystko bardzo gorzka. Spoglądając na leżące w gruzach ulice, mówią: „- To było kiedyś wspaniałe miasto. - Tak...”.

W kolejnych latach kraj nawiedzają dalsze kataklizmy w postaci Lawiny (1978) i Huraganu (1979), szaleńcy terroryzują następne Porty lotnicze (1974, 1977, 1979) oraz Rollercoaster (1977) w wesołym miasteczku. W końcu ludność ogarnia paniczny strach przed Rojem (1978) morderczych afrykańskich pszczół (to wydarzyło się naprawdę!). Entomolog Crane przewidywał, że taki atak może nastąpić. Jednak stało się to zbyt nagle i na tak wielką skalę, że nie dało się zapobiec zabójczemu marszowi pszczół przez amerykańskie południe. Obdarzony pełnią władzy przez prezydenta Crane spotyka się z oporem ograniczonego i podejrzliwego generała Slatera. Wojskowy śledzi każdy krok naukowca i tylko czyha na jego potknięcie. Gdy wszelkie eksperymenty zawodzą, argument siły wydaje się jedynym rozwiązaniem. Zwłaszcza, że owady zagrażają już teraz wielkiemu miastu – Houston. Zaopatrzeni w miotacze ognia żołnierze nie potrafią jednak powstrzymać ogromnej chmary pszczół. Opanowana przez nie metropolia pogrąża się dodatkowo w płomieniach. Załamany Slater pyta: „Czy historia będzie winić mnie, czy pszczoły?”. I po raz kolejny na ratunek przychodzi nauka. Crane wpada na jeszcze jeden pomysł, który może pomóc w unicestwieniu wroga. Za pomocą ultradźwięków zwabia rój na wody Zatoki Meksykańskiej i zmiata je z powierzchni potężnym wybuchem. Nawet jeśli nie powstrzyma to pszczół całkowicie, to z pewnością zyska dla człowieka trochę czasu. „O ile wykorzystamy go mądrze i będziemy mieć odrobinę szczęścia, ludzkości może uda się przetrwać” - podsumowuje.

Uciekający czas jest jeszcze bardziej istotnym czynnikiem przy kulminacyjnym starciu z lecącym w stronę Ziemi Meteorem (Ronald Neame, 1979). Nie pomaga też pogłębiający się konflikt między Bradleyem – naukowcem i konstruktorem systemu obronnego Herkules, a generałem Adlonem. Armia wycelowała rakiety umieszczone w przestrzeni kosmicznej w Związek Radziecki, podczas gdy Bradley miał na myśli obronę właśnie przed niebezpieczeństwem z kosmosu. Amerykańskie pociski okazują się niewystarczające, by wysadzić pędzącą w kierunku naszej planety skałę. Trzeba przekonać Sowietów, aby przyznali się, że posiadają podobny system rakiet (a oczywiście takowy jest umieszczony na orbicie i nosi dumne miano Piotra Wielkiego). Wyłącznie współpraca obu mocarstw może zapobiec destrukcji Ziemi. Na szczęście naukowcy dogadują się w imieniu polityków oraz wojskowych i białe rakiety wespół z czerwonymi niszczą meteor w drobny mak. Antyzimnowojenne porozumienie na czysto ludzkim poziomie powstrzymuje globalną zagładę!

Złe siły, uśpione niczym wulkan, decydują uderzyć jednakże raz jeszcze. Wybuch dymiącej góry na tropikalnej wyspie jest kwestią godzin, a Gdy czas ucieka... (reż. James Goldstone, 1980) trudno podejmuje się racjonalne decyzje. Mieszkańcy luksusowego hotelu zawierzają jego zarządcy, gdy mówi, że w budynku będą mogli bezpiecznie zaczekać na nadchodzącą pomoc. Płonąca lawa na pewno nie dotrze tu szybko. Co bardziej rozsądni podążają natomiast za nafciarzem Andersonem w wyższe partie wyspy. Goście hotelu nie wiedzą, że zawierzyli zakompleksionemu i aroganckiemu wiarołomcy. Ich los jest więc z góry przesądzony. Grupka prowadzona przez Andersona, po przezwyciężeniu wielu przeszkód: zerwanej drogi, zawalonego mostu, dociera w końcu do oświetlonego promieniami słońca brzegu. Gdzieś tam, w oddali czekają już na nich statki ratownicze.

Ze słowami Andersona: „Wszystko będzie dobrze”, Stany Zjednoczone wchodzą w nową dekadę. Wojna wietnamska skończyła się (można zacząć odbudowywać zaufanie do armii wśród ludzi), społeczeństwo przetrwało kryzys polityczny i gospodarczy. Przejawy wszelkiego moralnego zepsucia zostały przykładnie ukarane. Kobiety – przywrócone na właściwe im miejsce u boku mężczyzn. Podział rasowy nie istnieje (głównie przez niemal całkowity brak udziału we wspomnianych katastrofach czarnoskórych Amerykanów). Młodzież właściwie nie ma prawa głosu. W końcu, po latach destabilizacji czuła ręka rządów republikańskich roztacza opiekę nad szczęśliwymi obywatelami.

Gangster Squad. Pogromcy faktów

$
0
0
Gangster Squad. Pogromcy mafii (Ruben Fleischer, 2013)

Losy prawdziwego Mickey'a Cohena nawet w najmniejszym stopniu nie potoczyły się tak, jak ukazano to w "Gangster Squad. Pogromcach mafii" (2013) Rubena Fleischera. Rzeczywiście został aresztowany około roku 1950, ale za oszustwa podatkowe, a na dodatek po wyjściu z więzienia jego sława jeszcze bardziej rozbłysła i z brutalnego gangstera przeistoczył się w medialnego celebrytę.
[...]
Całość na stronie: http://www.e-splot.pl/?pid=articles&id=2452

Szkic o młodości

$
0
0
Nieulotne (Jacek Borcuch, 2012)

Trzeba przyznać Jackowi Borcuchowi, że na pewnym poziomie dosyć sprawnie potrafi oddać młodzieńcze niepokoje. Zarówno w poprzednim Wszystko, co kocham (2009), jak i w najnowszym filmie, Nieulotne (2012), opowiada bowiem właśnie o ludziach wchodzących w dorosłość.
[...]
Cały tekst na stronie: http://e-splot.pl/?pid=articles&id=2460

Historia zakonnic

$
0
0
Za wzgórzami (Cristian Mungiu, 2012)

W swoim pierwszym pełnometrażowym filmie od czasu nagrodzonych Złotą Palmą 4 miesięcy, 3 tygodni i 2 dni (2007) Cristian Mungiu ponownie skierował obiektyw na dwie wyraziste postaci kobiece. W Za wzgórzami (2012) równie istotne jak w dziele poprzednim jest też miejsce akcji, pogrążona w socjalistycznym marazmie Rumunię zastąpiła mniejsza, acz nie mniej represyjna społeczność – prawosławny klasztor.
[...]
Całość na stronie: http://www.e-splot.pl/index.php?pid=articles&id=2483